Ehh...
I minęło to święto równie szybko jak czas czekania na nie.
Nie wiem jak inni, ale ja czuję sentyment do tej uroczystości. Tak dużo się dzieje. Szczególnie w mojej głowie kiedy to samoczynnie myślisz o tym jak to jest...
Że nagle jesteś, a nagle Cię nie ma...
Że robisz to co kochasz, otaczasz się tymi, którzy są najważniejsi dla Ciebie, a nagle zostawiasz ich samych...
Wyruszasz samotnie w podróż, o której nawet nie możesz mieć najmniejszego pojęcia...
Samo pojęcie śmierci jest dla mnie czymś przed czym czuję duży strach...
Czymś co uświadamia Cię, że MASZ się cieszyć każdym dniem, jakikolwiek by on nie był!
Sam dzień minął naprawdę świetnie.
Byłby wręcz idealny, ale nie zawsze można mieć wszystko tak jakby się chciało...
Może czasami nie należy czegoś planować, starać się...
Siedzę i mam milion myśli w głowie.
Nic nie wiem, nic nie umiem...
Czasami tak bardzo się nienawidzę za branie pewnych rzeczy do siebie...
Czuje się taki beznadziejny i zawadzający...
Staram się o cokolwiek, a i tak zwycięża błahostka...
Miłej nocy!
Wszystkich Świętych to smutne święto, ale jednak na swój sposób piękne. Najlepiej iść na cmentarz późnym wieczorem, kiedy jedyne światło to to ze zniczy. Pierwszego listopada ma się najbardziej filozoficzne myśli w ciągu całego roku :D Chociaż ja nie czułam tych świąt, bo nie mieszkam już u siebie w ''metropolii'' i nie przechodzę obok kościoła czy cmentarza na tyle często, co dawniej.
OdpowiedzUsuńDokładnie! W tym dniu każdy jest filozofem :D
UsuńTeż szczególnie ich nie czułem, bo na drugi dzień był test z chemii. :)