niedziela, 25 października 2015

Tytuł zatytułowany pod tytułem "Tytulny"

Czeeeść!

Jesień już do nas w swej pięknej okazałości zawitała. Dni już krótkie a wieczory coooraz dłuuuższe.
Co prawda nie pomaga to w nauce, bo ciemno, szaro itd. itp., ale jednak panuje taki magiczny klimat kiedy za oknem mgła, mżawka, zimno a Ty w ciepluchnym pokoju przy książeczkach, poszerzasz obszar swojej wiedzy. 

Kolejny tydzień minął mi bardzo szybko. Dał się we znaki jak mało który, ale pociesza mnie fakt, iż kolejny będzie jeszcze gorszy.... :)
Ale cóż, nikt nie mówił, że będzie lekko (ulubione słowa mojego nauczyciela od HIS-u)

W ogóle to trochę mnie przerasta to wszystko. W sensie nauka i prawko.
Wykłady już za mną i 11h jazdy również. Nie wiem kiedy, ale mijają one w zawrotnym tempie.
Pocieszające jest to, że z jazdy na jazdę czuję się pewniej i popełniam ciut mniej błędów. Dzięki temu, że jeździłem dużo wcześniej nie mam problemów z ruszaniem i gaśnięciem wówczas auta, ale wykładam się czasami na "skrzyżowaniach o ruchu okrężnym". :D

Teraz czas się uczyć do teoretycznego...
Tylko mały problem jest taki, że doba za krótka...
Ale cóż, nic nie poradzę na to....
Biorę się za testy i  staram nie patrzeć na zegarek.

Miłego dnia!


wtorek, 13 października 2015

"Zdrów na twarzy, lecz w sercu głębokie ma rany"

Fiu fiu, kurz mi tutaj bardziej zalega niż na strychu domu mojego...

Na sam początek, ogłoszenie parafialne...
Tak, przeżyłem ubiegły tydzień z zapałkami w oczach i kofeiną we krwi.

Najpoważniej brzmiącym czynnikiem w tym wszystkim były zapewne dumnie brzmiące "wykłady" na prawo jazdy. ^^
Były naprawdę ciekawe i sporo się z nich dowiedziałem. (biorąc pod uwagę, że przed, stan mojej wiedzy nie był duży)
Dużym minusem, po którym człowiek stawał na głowie była organizacja godzin tychże wykładów.
Kończyły się o ludzkiej porze lecz dodając do tego trochę czekania na komunikację miejską i temperaturę w tym okresie - godzina stawała się nieludzka.
Lecz wszystko zakończyło się jak trzeba i teraz tylko uważać na ludzi i samego siebie podczas jeszcze ciekawiej zapowiadających się jazd. :)

Teraz czas na zmianę klimatu, wchodzimy do świata papierowych dzieł naukowych, w których króluje ulubiony proces biologów - fotosynteza. Można na nią patrzeć również przez pryzmat chemiczny, któremu smaku dodaje rzut pionowy do góry.

Te 3 przedmioty, z mocnym naciskiem na dwa, powodują, że wchodzę z nimi w piękny romans każdego jesiennego dzionka.
W słynnej "bio" kończę powolutku walkę na równym poziomie z komórką i zaczynam wraz z dobrym znajomym, Linneusz go nazywają, przygodę ze systematyką.
W chemii, ubrany w biały fartuszek i ochronne okularki, przemierzam zakątki chemii kwantowej, której tajemnice są z dnia na dzień mi bliższe.
Przedmiotem fizycznym i jego opisem zajmę się kiedy indziej, bo póki co mam głowę w zbliżających się fizykaliach.

Po minionym tygodniu, który skopał mi poślaki jak nikt inny, ten zapowiada się troszeczkę lepiej. Mam tylko nadzieję, że chociaż się wyśpię i dzień będę witał uśmiechem.

Czas na chemię i znaki drogowe.

PS: Tytuł nie ma za wiele wspólnego z moją osobą lecz lekturą, którą właśnie zaczynam omawiać. :)

Si Ja!




Tak tak wiem, że jest to piosenka z reklamówki Polsatu :p

piątek, 2 października 2015

"My life is brilliant"

Cześć!

Jak w cotygodniowej tradycji przyjęte, także i dziś napiszę co u szaro-przeciętnego licealisty.
Otóż dzień za dniem leci mi niesamowicie szybciutko.
Zaczynam dzień nauką i kończę nauką. Krąg się zamyka. :)
Od pewnego czasu mam wrażenie, że coś robię nie tak, że idę pod prąd, że próbuję nalać z pustego...
Spędzam zbyt wiele czasu w jednym przedmiocie, po czym wciąż mam wrażenie, że nic a nic nie umiem. Tak jest np. z biologią.
Później biorę się za kolejny i kolejny.
Nieraz mam wrażenie, że to wszystko na nic. Że nadal brak mi złotego środka żeby wszystko godzić.

Od pewnego czasu nachodzi mnie pewna myśl... żeby zacząć korzystać i cieszyć się z danej chwili.
Nie wybiegać myślami w siną dal, nie błądzić zastanawiając się co będzie - po prostu brać wszystko to, jakim jest.
I faktem jest tu to, że z tego jestem równie kiepski jak z matematyki.
Staram się bardzo często brać wszystko tu i teraz, ale często ze średnio pozytywnym skutkiem.
Super uczuciem jest przeżywać dany moment bez myślenia co będzie potem, czyż nieprawda?

W wielu rzeczach daje z siebie wszystko.
Przykładam się całymi siłami.
Po prostu, bardzo czegoś chcę.
...żeby później polec na prostych rzeczach. Zdenerwowaniu, niedoczytaniu, niezrozumieniu, braku skupienia...

Jakoś nieodłącznie mam wrażenie, że jestem na szarym końcu. Że odstaję od innych. Że już na samym początku jestem skazany na niepowodzenie...

Chwilami myślę czy to wszystko dla mnie, czy to jest "to coś", czy dam radę z tym wszystkim, a jeśli dam to czy z odpowiednim wynikiem...
I w tym wszystkim najzabawniejsze jest to, że pomimo obaw i niepewności, dalej chcesz próbować zdobyć tę górę lodową.
Co z tego, że jesteś w conversach i ubraniu nieodpowiednim...
Po prostu chcesz!