Na sam początek, ogłoszenie parafialne...
Tak, przeżyłem ubiegły tydzień z zapałkami w oczach i kofeiną we krwi.
Najpoważniej brzmiącym czynnikiem w tym wszystkim były zapewne dumnie brzmiące "wykłady" na prawo jazdy. ^^
Były naprawdę ciekawe i sporo się z nich dowiedziałem. (biorąc pod uwagę, że przed, stan mojej wiedzy nie był duży)
Dużym minusem, po którym człowiek stawał na głowie była organizacja godzin tychże wykładów.
Kończyły się o ludzkiej porze lecz dodając do tego trochę czekania na komunikację miejską i temperaturę w tym okresie - godzina stawała się nieludzka.
Lecz wszystko zakończyło się jak trzeba i teraz tylko uważać na ludzi i samego siebie podczas jeszcze ciekawiej zapowiadających się jazd. :)
Teraz czas na zmianę klimatu, wchodzimy do świata papierowych dzieł naukowych, w których króluje ulubiony proces biologów - fotosynteza. Można na nią patrzeć również przez pryzmat chemiczny, któremu smaku dodaje rzut pionowy do góry.
Te 3 przedmioty, z mocnym naciskiem na dwa, powodują, że wchodzę z nimi w piękny romans każdego jesiennego dzionka.
W słynnej "bio" kończę powolutku walkę na równym poziomie z komórką i zaczynam wraz z dobrym znajomym, Linneusz go nazywają, przygodę ze systematyką.
W chemii, ubrany w biały fartuszek i ochronne okularki, przemierzam zakątki chemii kwantowej, której tajemnice są z dnia na dzień mi bliższe.
Przedmiotem fizycznym i jego opisem zajmę się kiedy indziej, bo póki co mam głowę w zbliżających się fizykaliach.
Po minionym tygodniu, który skopał mi poślaki jak nikt inny, ten zapowiada się troszeczkę lepiej. Mam tylko nadzieję, że chociaż się wyśpię i dzień będę witał uśmiechem.
Czas na chemię i znaki drogowe.
PS: Tytuł nie ma za wiele wspólnego z moją osobą lecz lekturą, którą właśnie zaczynam omawiać. :)
Si Ja!
Tak tak wiem, że jest to piosenka z reklamówki Polsatu :p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz