Matko, jak mnie tu dawno nie było... :(
U mnie bez zmian. Wszystkich świętych, impreza Halloween, półmetek, pogrzeb kolegi z równoległej klasy... to wszystko już za mną.
W liceum dużo się dzieje. Nauki jest całe mnóstwo, a kiedy patrzę na oceny to uświadamiam sobie, że jestem zerem... (2,2,3 itd.) Uczę się wszystkiego i niczego tak naprawdę. W ogóle nie czuję, że jestem w klasie biologiczno-chemiczno-fizycznej. ...Oprócz fizyki, bo jej robimy naprawdę dużo, a jak wiecie to niezbyt dobrze dla mnie, bo z fizyki jestem noga...
Jak przed założeniem tego bloga byłem pełen energii, pomysłów m.in. na siebie i ogromnej chęci tak teraz jest odwrotnie. Zero dobrych ocen, zero przyrostu wiedzy (m.in. biologicznej i chemicznej), zero radości, zero pomysłów pchających do przodu... Nic.
Na dodatek Pani od matematyki mnie i kolegę przyłapała jak nie umieliśmy jednej rzeczy i teraz to już w ogóle boje się każdej matmy. Powiem Wam, że staram się wyglądać na osobę spokojną, ale w głębi boje się wszystkiego. (szkoła)
Mam nieodłącznie wrażenie, że wszyscy radzą sobie lepiej ode mnie a ja jestem na szarym końcu. Mam bardzo wymagające Panie od polskiego i matmy oraz bardzo wymagającego Pana od histroii... to wystarczy, aby zaprzepaścić cały miesiąc biologii i chemii. Mam wrażenie, że chodzę do tej szkoły, bo chodzę... Obawiam się zawsze najbardziej poprawek, nie cierpię ich!!
Także u mnie nudno, smutno, szaro....ale będzie lepiej, wierzę w to!